Od jakiegoś
czasu obserwujemy wzrost zainteresowania tematyką duchową. To wspaniałe i
potwierdza tylko zmiany w świecie, o których tyle się mówi. Jednak, jak
wszystko, zjawisko to ma swoją ciemną stronę.
Coraz więcej
ludzi dostrzega konieczność przewartościowania swojego życia i poglądów na nie.
Skłaniają się ku wewnętrznemu rozwojowi, idąc różnymi ścieżkami. Postrzegają
życie szerzej, nie tylko w perspektywie przeżycia do starości w zdrowiu i
dostatku. Dzięki temu rośnie empatia, tolerancja, zrozumienie.
Jednak droga
ku światłości wiedzie przez ciernie, że pozwolę sobie na takie patetyczne
stwierdzenie. Jako ludzie jesteśmy zarówno dobrzy, jak i źli. Wiedza, po którą
sięgamy rozwija nas, ale może też sprawić, że poczujemy się mądrzejsi, lepsi od
innych. Tych, którzy wydają się nam nie oświeceni. Ten problem ma wiele warstw
i odcieni ale chciałabym skupić się na jednym. Nazwałam go duchową agresją.
Gdy zaczęłam
działać w swoim temacie, a było to już kilka lat temu, chętnie dołączałam do
różnych grup i zapisywałam się na fora, gdzie spotykali się ludzie, stawiający
na rozwój duchowy. Bardzo szybko przestałam uczestniczyć w pojawiających się
tam dyskusjach. Szczerze powiedziawszy doznałam głębokiego rozczarowania. Każdy
kto wyraził opinię, która nie spodobała się większości był napiętnowany i
mieszany z błotem. Robiły się z tego wojny, gdzie rzekomi „wojownicy światła”
walczyli na słowa. Okazywało się, że mają świetlne miecze, których używają do
zabijania się nawzajem.
Agresja
duchowa przejawia się w narzucaniu innym swojego zdania i udowadnianiu własnego
oświecenia. A przecież nikt z nas oświeconym nie jest. Dopiero zaczęliśmy iść w
kierunku jasności. Żaden „mistrz” nie zniżyłby się do takiej słownej
jatki. Mądrość przejawia się w
zrozumieniu, w pojęciu, że nadal nic nie wiemy. „Błąd jest przywilejem filozofów, tylko głupcy nie mylą się
nigdy”, powiedział Sokrates już w V w. p.n.e. Niewiedza nas nie
usprawiedliwia, ale jej świadomość pozwala nam stawać się lepszymi. Ale nie
lepszymi od innych, ale od samych siebie. To my mamy się zmieniać. To nad sobą
pracować.
Duchowa
agresja walczy z ludźmi. A duchowość to miłość. Miłość do siebie i do innych.
Nikt nie może stwierdzić, że to łatwe czy oczywiste. Nie w naszym świecie, nie
w naszych społeczeństwach, gdzie przekazywane z pokolenia na pokolenie poglądy
pokutują od wieków. Ale właśnie dlatego tu jesteśmy. To jest sedno sprawy.
Droga ku oświeceniu wiedzie przez pokorę, przez zrozumienie samego siebie i
swojego celu.
Może każdy z
nas ma rację. Ale równie prawdopodobne jest, że nikt jej nie ma. Dlatego
właśnie trudno mi uznać owych oświeconych wojowników, którzy nie przyjmują
żadnych dyskusji. Tak samo, jak ich przeciwników, którzy napiętnują ich sposób
patrzenia na rzeczywistość. To prowadzi donikąd. Ucieka nam główny cel, gdy
spieramy się o doktryny. Każda ścieżka będzie dobra jeśli poprowadzi nas wiara
w dobro i miłość. Wierzę, że
należy odłożyć świetlny miecz, nie walczyć z ciemnością, a nieść światło. Bo
przecież jego ciemność nie ogarnia, prawda?
Wasza nieoświecona Emkafe
Komentarze
Prześlij komentarz